piątek, 12 września 2014

Pani Terenia i inne, wrześniowe przypadki

Zbliża się październik. Rejestracje, rozliczenia, rekrutacje... Ostatnio stosunkowo niewiele brakowało, a byłbym się na WF zarejestrował. To mógłby być definytywny koniec mojej kariery naukowej, bo o zaliczenie byłoby trudno. Co prawda, prowadzący mógłby - w geście swej dobroci - sadzać mnie na ławce rezerwowych, ale gdyby komuś z podstawowego składu coś się stało - to "sprawa by się rypła"...

Na WF się jednak nie zarejestrowałem, co nie znaczy, że na uczelniach jest łatwo. Niedawno dzwonię do jednego z sekretariatów krakowskiej uczelni "w bardzo nietypowej sprawie". Długo tłumaczę, o co mi się rozchodzi. Mówię i mówię, tchu mi brakuje, sprężam się, wytężam muskuły... Wreszcie skończyłem. Zadowolony, bo teraz to ja będę słuchał, w odpowiedzi słyszę:
- yyyyy... Wie pan co... To ja może dam Panią Terenię, bo - szczerze mówiąc - ja się nie orientuję...

Podczas jednej z rejestracji internetowych, natrafiłem też na pewien rodzynek "prawny". Musiałem wybrać z listy swój stan cywilny. Do wyboru miałem "wolny", "kawaler", "żonaty" "wdowiec", "rozwodnik". Poczułem się, jakbym grał w "Milionerach". Wziąłem "pół na pół"... Trzy ostatnie propozycje w miarę szybko odrzuciłem. Został mi "wolny" i "kawaler"... To ci dopiero psikus! Jakby nie Mama, tej rundy bym chyba nie przeszedł. A nauka się jeszcze nawet nie rozpoczęła!

Na koniec wpisu mam kolejny suchar własnego autorstwa, z cyklu "Trochę suche, ale zawsze!"

- Skąd wiadomo, że system Windows jest wyznawcą prawosławia?









- Bo ma wiele ikon...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz